Cześć!
Wakacje dobiegają końca, ale nie ma co się smucić bo nowy rok szkolny będzie bez wątpienia równie ciekawy co wakacje. Dzisiaj opowiem Wam o mojej pierwszej samodzielnej podróży, oraz pokaże mnóstwo pięknych zdjęć, które udało mi się zrobić.
Zaczynając od początku... poleciałam na ponad 3 tygodnie do Anglii, dokładniej do miasteczka pod Londynem. Tydzień spędziłam w Kornwalii, ( jeśli chcecie mogę Wam opowiedzieć o tym w osobnym poście, dajcie znać ). Kolejne 2 tygodnie mieszkałam u rodziny, i pomagałam im w codziennym życiu.
Po czasie spędzonym a Wielkiej Brytanii stwierdzam, że jest zupełnie inny standard życia i zupełnie inne do niego nastawienie. Ludzie są bardziej otwarci, życzliwi i wyrozumiali, czyli dokładnie na odwrót niż w Polsce. Nie będę się rozwodzić na każdy temat, bo czytalibyście ten post pół dnia. Są tematy o, których mogłabym pisać i pisać! Jednym z nich jest oczywiście kuchnia. Z czego słynie Anglia? Na pewno z tradycyjnego English Breakfast, składającego się z kiełbasek, fasolki w sosie pomidorowym, grzybów, tostów z masłem, jajka oraz nie zawsze z Black Pudding czyli kaszanki. Zdecydowanie takie śniadanie zapewni nam energię na resztę dnia, i gwarantuje Wam, że nie będziecie po nim głodni przynajmniej do kolacji. Tradycyjnie zamiast kawy powinno się pić angielską czarną herbatę, z mlekiem lub bez. W porze lunchu ( między 12:30-13:30 ) Brytyjczycy jedzą wszelkiego rodzaju kanapki, tosty, naleśniki itp. Obiad jedzą w godzinach wieczornych ( 18:00-19:00 ).
Pewnie większość z Was słyszała o brytyjskim "daniu" Fish&Chips. Jest to najczęściej dorsz pieczony na głębokim tłuszczu w panierce, z grubymi frytkami. Brytyjczycy skrapiają to odrobiną octu. Powiem Wam szczerze, że najlepiej smakuje zapakowany w papier i jedzony nad morzem przy zachodzie słońca. Dobrze przygotowane Fish&Chips jest naprawdę pyszne! Ale niestety te przygotowywane na starym oleju, oraz ze złej jakości składników nie są dobre.
Zdecydowanie w UK jest o wiele większy wybór produktów spożywczych niż w Polsce. Idąc do sklepu czy na targ bez problemu możemy kupić świeże krewetki, czy mnóstwo egzotycznych owoców. W zwyczajnych supermarketach znajdziemy wiele odmian np. mąk czy cukrów. Nie mówiąc już o przyprawach, bo widziałam chyba z 15 rodzajów pieprzu czy soli. Gdybym tylko miała większy bagaż, na pewno zaopatrzyłabym się w same pyszności.
Odwiedziłam też polski sklep w którym o dziwo był naprawdę spory wybór produktów, za przyzwoite ceny jak na Wielką Brytanię. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że w supermarketach typu Tesco itp można znaleźć polskie produkty
Kolejnym zaskoczeniem była też półka polskimi książkami w bibliotece, co prawda wybór nie był zachwycający, ale sam fakt, że ktoś na to wpadł był niezwykle zaskakujący.
Z pewnością wiecie, że duża liczba Polaków mieszka w Anglii, ale naprawdę nie spodziewałam się że dosłownie na każdym rogu można spotkać Polaków. Szkoda tylko, że w większości sytuacji Polacy nie zachowywali się w kulturalny sposób, nie mówiąc o tym, że pewnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że niektórzy ludzie rozumieją co mówią.
Spędziłam też dwa cudowanie dni w Londynie. Pewnie jak każdego młodego człowieka ciągnie mnie tam gdzie dużo ludzi, gdzie coś się dzieje i gdzie jest ten "specjalny" klimat. Definitywnie Camden Town ma to wszystko, tłumy ludzi, muzyka, samochody z jedzeniem, różnie wyglądający ludzie, w każdym sklepiku można znaleźć coś nie powtarzalnego. Cudowne w takich miejscach jest to, że każdy jest sobą, i nie udaje nikogo innego. Ludzie noszą to co chcą, mają tęczowe włosy, i UŚMIECH NA TWARZY!
Jak każda kobieta nie mogłam nie być na Oxford Street- ulica stworzona dla zakupoholiczek, ale chyba bardziej spodobała mi się dzielnica China Town, dosłownie czułam się jak w Azji. Sklepiki, knajpki oferujące chrupiącą kaczkę, czy chińszczyznę na wynos.
Następnie odwiedziłam Soho, o tym nie będę Wam opowiadać zbyt dużo. Jest te dzielnica wiecznej zabawy.. po prostu.
Na koniec przyszedł czas na gwóźdź programu, Westminster! Big Ben, London Eye, Pałac Westminster, National Gallery... czyli centrum Londynu. Miałam to szczęście, że trafiłam na piękny zachód słońca.
Bez końca mogłabym spacerować po tym mieście, zarówno nocą jak i podczas dnia ma ono swój nie powtarzalny klimat i magię, coś czego nie da się opisać słowami... to po prostu trzeba przeżyć.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania co do mojego wyjazdu, lub chcecie żebym rozszerzyła jakiś temat, śmiało piszcie :)
W kolejnym poście będzie bardziej kulinarnie, opowiem Wam o spełnieniu mojego małego marzenia!
Zatem życzymy udanego dnia!
Buźka
P & G